Czy jest jeszcze w dorosłym życiu miejsce na spontaniczność?

W ostatnim czasie coraz częściej czułem się zmęczony, rzadziej się uśmiechałem z byle powodu i wychodziłem z domu. Każda, nawet najprostsza rzecz była mniejszym lub większym elementem zorganizowanej układanki. Coś pozwoliło mi wreszcie zrozumieć, że wpadłem w pułapkę dorosłości.

Dwa tygodnie po swoim długim urlopie w górach, przygotowując się mentalnie do lokalnego turnieju snookerowego, dostaję telefon od dziewczyny: „Chcę jechać na weekend w góry. Czuję, że tego potrzebuję i mam ochotę na spontaniczny wyjazd.”. Nie wiedziałem nawet, co powiedzieć. Zaskoczyła mnie. Dawno nie słyszałem w jej głosie takiego zastrzyku energii i determinacji, aby zrobić coś tak spontanicznego. Z jednej strony pomyślałem, żeby też się zabrać, ale brak odpowiednich butów i udział w turnieju mi to uniemożliwiły. Z drugiej – być może potrzebowała czasu wyłącznie dla siebie. Ale nie to w tej historii mnie ujęło. Gdy wracałem do domu i zacząłem nad tym rozmyślać, to w jednej chwili uświadomiłem sobie coś, co mnie przeraziło i zdołowało jednocześnie. Coś, co pozwoliło mi wreszcie zrozumieć, że wpadłem w pułapkę dorosłości.

Moje życie stało się strasznie zaplanowane.

Nie zdawałem sobie z tego sprawy do tej pory. Cały swój czas poświęcałem codziennej pracy, psychologii, snookerowi i związkowi. I żeby nie było – czuję się z tym bardzo dobrze i mogę śmiało powiedzieć, że jestem zaradnym i szczęśliwym człowiekiem. Ale w ostatnim czasie coraz częściej czułem się zmęczony, rzadziej się uśmiechałem z byle powodu i wychodziłem z domu. Każda, nawet najprostsza rzecz była mniejszym lub większym elementem zorganizowanej układanki. Sytuacja z pojawieniem się koronawirusa pewnie po części zrobiła swoje. Ale zrozumiałem też, że nawet luźne wyjścia do ulubionych kawiarni i restauracji były jedynie iluzją życiowej harmonii. Potrzebowałem czegoś więcej. Prostoty. Śmiałości. Odrobiny ryzyka. Symbolu prawdziwej wolności – spontaniczności.

Wielu z nas przeżywa czasem takie chwile, że coś się zaczyna, a coś kończy. Jedną z takich chwil jest wejście w dorosłe, zawodowe życie. Czas studencki, przepełniony beztroską, dobrowolnością i elastycznością, szalonymi imprezami, wymianami zagranicznymi, odszedł bezpowrotnie. Pojawił się czas odpowiedzialności, sumienności i powagi. Racjonalność zastąpiła beztroskę – zarówno w negatywnym, jak i pozytywnym tego słowa znaczeniu. I gdy tak rozmyślam w ostatnich dniach nad swym dorosłym życiem, zadaję sobie pytanie:

„Czy jest jeszcze w dorosłym życiu miejsce na spontaniczność?”

I szczerze powiem – nie wiem. Myślę, że jest to jedno z największych wyzwań dorosłego życia. Często zbyt skomplikowanego, brutalnego i poważnego. Za dużo w nim zawiści, nieufności, przemocy, strachu i agresji, a za mało życzliwości, otwartości, radości i wewnętrznej równowagi. Nasze decyzje podejmujemy bardzo ostrożnie, aby uchronić się przed potencjalnym błędem i rozczarowaniem. A przecież prawdziwe decyzje to nie są tylko czyste kalkulacje. To przede wszystkim te, które nosimy w swoich sercach i są dowodem naszej autentyczności i naturalności.

Dlatego gdy ktoś mnie zapyta, czy w dorosłym życiu istnieje miejsce na spontaniczność, to odpowiem – nie wiem. Ale dam jedną radę – nie porzucaj jej. Nie odrzucaj czegoś, co jest ważnym elementem naszej intuicyjności i emocjonalności. Warto ją chronić, pielęgnować i doceniać, szczególnie w chwilach trudnych i bolesnych. Jest symbolem ludzkiej wolności i być może jedynym skutecznym rozwiązaniem na tak mocno zaplanowane, zorganizowane, monotonne i dorosłe życie.

Kacper Papiernik

This entry has 0 replies